Zapraszamy do lektury wywiadu Dominiki Wantuch z prof. Januszem Majcherkiem:
"Dominika Wantuch: Gdyby był pan radnym sejmiku…
Janusz Majcherek: Byłbym ogromnie sfrustrowany bezsilnością, jaka wynika z orzeczenia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ono wskazuje, jak bardzo ograniczona i słaba jest władza sejmiku. Ale jako mieszkaniec jestem sfrustrowany jeszcze bardziej. Formalistyczno-kazuistycznymi kruczkami została bowiem pogrzebana jedna z najważniejszych kwestii dla Krakowa. Kwestia czystego powietrza.
Gdy polski rynek zalały dopalacze, premier w ciągu tygodnia niemal podjął decyzję o zamknięciu sklepów z legalnymi używkami. Nieważne były wtedy przepisy, premier narażał się na procesy, wprost mówiono, że działa niezgodnie z nimi. Dlaczego w sprawie naszego powietrza nic nie da się zrobić?
– Problem w tym, że dopalacze to była sytuacja czarno-biała, bardzo medialna. Dopalacze są szkodliwe, ludzie przez nie umierają. Trzeba się ich pozbyć. A w przypadku powietrza problem jest bardziej skomplikowany, a polityka państwa i władz centralnych jest w tej kwestii niejednoznaczna.
Brak działań w ministerstwach środowiska i gospodarki, brak tworzenia przepisów umożliwiających ograniczanie niskiej emisji, brak norm jakościowych dla węgla i zmian w przepisach środowiskowych wskazują, że czyste powietrze to problem stricte lokalny, ważny tylko dla nas, krakowian.
– Z jednej strony mamy problem ochrony środowiska, kwestie czystego powietrza są zadaniem resortu środowiska. Ale z drugiej strony jest polityka energetyczna kraju. Nie wiemy, jakie będą źródła pozyskiwania energii w przyszłości. Wypowiedzi premiera Donalda Tuska sugerują, że węgiel pozostanie najważniejszym paliwem. A lobby węglowe jest tak silne, że jest w stanie wymusić gospodarkę opartą na węglu.
Czyli czyste powietrze przegrywa z czarnym złotem?
– Raczej mieszkańcy przegrywają z lobby górniczym.
Ale mieszkańcy zrobili wszystko, co mogli. Wyszli na ulice, protestowali, podpisywali petycje o wprowadzenie zakazu. Może teraz czas na działanie małopolskich parlamentarzystów? Kilka interpelacji wysłanych w ciągu czterech lat to znikome działanie. Może należy wybrać się pod Sejm, palić opony, aby Warszawa poczuła, czym oddycha Kraków?
– Nie wierzę w siłę i mobilizację małopolskich posłów. Oni są zbyt podzieleni. Śląskie lobby górnicze nie dość, że jest zjednoczone, to jeszcze ma życzliwszych sojuszników niż małopolskie. Śląsk jest dla rządu jednym z ważniejszych miejsc, w którym szuka poparcia. Poza tym trudno sobie wyobrazić sytuację, w której posłowie PO idą pod Sejm, by zakazywać węgla. To działanie wbrew polityce rządu, która jest przychylna górnictwu, narażanie siebie, a na to żaden poseł się nie zgodzi. Trudno też domagać się protestów ze strony PiS, bo ich klub był przeciwko uchwale. To partia, która naczelnym argumentem uczyniła dopuszczenie węgla jako najtańszego surowca, by dogodzić najbiedniejszym. Tak więc mamy sytuację patową. PO musiałoby narażać się swojemu rządowi, a PiS musiałby głosować za wartością powietrza, ale wbrew najbiedniejszym. Do tego dochodzi jeszcze kontekst sytuacji w Rosji i na Ukrainie, który staje się dodatkowym argumentem za podtrzymaniem dotychczasowej strategii opartej na węglu. Bo ona nam daje pewne bezpieczeństwo.
Tyle że w tym wszystkim ofiarami są krakowianie oddychający zatrutym powietrzem.
– I rząd o tym wie. Przecież już w latach osiemdziesiątych pojawiał się postulat, żeby ograniczać emisję trujących pyłów. Z tego powodu zamknięto hutę aluminium w Skawinie. Domagali się tego mieszkańcy Krakowa, bo byli truci. Dziś o problemach z krakowskim powietrzem piszą zachodnie przewodniki, szkodliwy wpływ pyłów widać zresztą gołym okiem, chociażby na zabytkach…
Czego zatem brakuje dzisiaj, że nie udaje się nam zamknąć owej "huty w Skawinie", mówiąc metaforycznie?
– Wtedy działania społeczne trafiały na bardziej podatny grunt, były traktowane jak odpowiedź na potrzeby całego społeczeństwa. I jeśli trafiły do odpowiedniej osoby na odpowiednim stanowisku, to po prostu wydawana była decyzja. Dziś mamy więcej procedur, grup nacisku, musimy liczyć się z kosztami społecznymi. Czasem trafiamy na ślepe prawo, ale trzeba się go trzymać. Tak wygląda odwrotna strona demokracji i rządów prawa.
Ale przecież krakowski zakaz nie uderza w demokrację. Wbrew temu, co mówi sąd, nikt nie chce zakazywać palenia węglem w całym kraju.
– Tłumaczenie sądu, że wprowadzenie zakazu może spowodować, że inne sejmiki będą chciały go wprowadzać i zagrozi to bezpieczeństwu energetycznemu, brzmi kuriozalnie. To niedwuznaczne powoływanie się na interes pewnej grupy. Ale to pokazuje też, że żyjemy w państwie, w którym pożyteczne inicjatywy są blokowane, samo zaś państwo jest zbyt scentralizowane. Dlaczego sąd interesuje to, czy inne regiony będą chciały wprowadzać ograniczenia i jakie? Chce Kraków, bo ma z zanieczyszczonym powietrzem ogromny problem. Ale jest ubezwłasnowolniony, nie może tworzyć własnej polityki środowiskowej i gospodarczej, choć jego problemy i całego województwa są inne niż problemy Śląska, Mazur czy Podkarpacia.
W Londynie dało się wprowadzić zakaz. U nas wstrzymuje go scentralizowana polityka ubezwłasnowalniająca samorządy.
– Dokładnie tak. Ale i to nie koniec problemów. Bo w Londynie, gdy wprowadzano zakaz, było oczywiste, że koszty ponoszą właściciele kamienic i odbijają sobie to w czynszach na przykład. My, 25 lat po transformacji, wciąż mamy problem niechcianych lokatorów, mieszkań socjalnych, kwaterunkowych. Kwestie ekonomiczne i własnościowe nie ułatwiają rozwiązania problemu smogu.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale gdy Rosja wprowadziła embargo na polskie jabłka, zaraz pojawiła się reakcja władz. Gdy okazało się, że akcja "jedz jabłka" nie przynosi rezultatu, minister rolnictwa zaproponował czasowe zawieszenie akcyzy na cydr. Jak się okazało, że cydru nie można reklamować, to minister Janusz Piechociński przygotował projekt, który ma to zmienić. Z powietrzem się nie da, bo nie ma zgody. Bo powietrze stało się elementem walki politycznej…
– Tak, ale to nie jest zaskakujące. Nasze małe podwórko jest odzwierciedleniem największych sporów globalnych, które toczą się właśnie o klimat i środowisko. Choćby spór o globalne ocieplenie, emisję gazów cieplarnianych, który jest uwikłany ideologicznie, jak chyba żaden inny. Między USA, Europą a Chinami toczy się potężna rozgrywka, w której uczestniczą politycy, lobby gospodarcze o ogromnym zasięgu, ekolodzy.
Rysuje pan pesymistyczny scenariusz. Nasz problem wydaje się nie widzieć końca.
– Mamy argumenty, więc teraz trzeba szukać sojuszników dla ich poparcia.
Ale gdzie? W rządzie ich nie znajdziemy.
– Dajmy sobie spokój z Warszawą. Pogódźmy się z tym, że w polskim parlamencie nie będzie chęci do poparcia radykalnych zmian. Powinniśmy uderzyć do Brukseli. Unii Europejskiej nie interesuje lobby górnicze ze Śląska. Unia ma politykę ograniczania niskiej emisji, przepisy, dyrektywy. I sądzę, że tam sytuacja, w której próby ograniczania pyłów natrafiają na absurdalne bariery, zostanie lepiej zrozumiana i zauważona. To w Parlamencie Europejskim musimy szukać sojusznika działań przeciwko polskim organom władzy, które uwikłane w polityczne konteksty, spychają kwestie jakości powietrza na dalszy plan."
Janusz Majcherek – politolog, filozof, profesor Uniwersytetu Pedagogicznego